Wypuszczam z ust powietrze idealnie poruszając się w wilgotnym wnętrzu Elizabeth. Opiera ręce na moich barkach i ciężko oddycha, jęcząc i powtarzając moje imię. Kochamy się już kolejną godzinę.
Jej szyja jest już cała w czerwonych śladach a ja jeszcze tworzę następne.
- Nie mogę już - wygina się w łuk dociskając biodrami do moich.
- Jeszcze chwila - zadaje mocniejsze pchnięcia.
- Już - prosi odszukując moich ust.
- Już - dochodzimy oboje.
Elizabeth krzyczy głośno i opada na miękkie łóżko w mojej sypialni. Całuje ją powoli, później przechodzę na szyję, a następnie na ramię brunetki.
- Czemu ty jesteś taki dobry w tym łóżku? - sapie do mojego ucha.
- I nadal nie mam cię dosyć..
Obraca nas i siada na mnie.
- Musimy iść spać. Podróż.
- Ja chce ciebie - znów nas obracam. - Albo zgoda, albo cie zgwałcę.
- Przecież robiliśmy to już tyle razy dzisiaj..
- Ja chce jeszcze - atakuje jej usta.
- Zrób mi dobrze - mówi oddając pocałunek.
Uśmiecham się chytrze i znikam pod kołdrą. Już po chwili, gdy mój język w niej wiruje ta krzyczy nie przejmując się sąsiadami za ścianą.
Ręce trzymam na jej biodrach totalnie ją unieruchamiając.
Idealnie smakuje. Scałowuję każdą krople. Gdy dochodzi do siebie Podciągam się i kładę głowę na jej piersiach.
Bawi się moimi włosami. Takie noce bardzo mi odpowiadają.
Z samego rana wyruszamy. Mamy mercedesa. Mamy też leki! Bez nich nie pojadę. Nie ma mowy.
Elizabeth śpi przykryta kocem i przytulona do poduszki w kształcie penisa. Dostała ją od mojej siostry i po mimo wielu prób nie mogę się tego dziadostwa pozbyć. I podobno jesteśmy spokrewnieni. Ale Rosjanka mówi, że prezentów się nie wyrzuca. No i masz. Tym razem podróżujemy na północ.
Nie mamy ani grosza. Tak jak sobie życzyła.
Czym jest życie bez ryzyka? Zresztą z taką dziewczyną mogę iść i na biegun. 300 kilometrów dalej zjeżdżam na stacje. Budzę brunetke by nie musieć używać pistoletu.
- Jasne - mówi i idzie do kas, gdy ja tankuję. Zapewne coś na ściemnia i poprosi, aby wyszedł a sama usunie licznik.
Czekam w aucie mare metrów dalej aż wróci.
Przybiega do mnie uśmiechnięta, że jej się udało. Zapina pas, a ja od razu ruszam.
- Kasyna i milionerzy?
- no nie wiem.. oni wszyscy za bardzo cie lubią. - grymaszę.
- A kobiety ciebie - ucina temat chłodno. U, zazdrość wyczuwam.
Dźgam ją i zjeżdżam na odpowiedni pas.
Ellie opiera nogi na schowku przed sobą. Wjeżdżamy w bramki na autostradzie. Nie mam jak kupić biletu, bo nie mam pieniędzy ale dziewczyna znajduje sposób. Dotyka swojej kobiecości przez sukienkę masując ją lekko na widoku mężczyzny w okienku.
Nie mam pojęcia który z nas jest w większym szoku, ale to działa. Przejeżdżam przez bramkę. Elizabeth poprawia sukienkę.
- To było zajebiste - wiercę się.
- Coś cię ciśnie? - uśmiecha się.
- Jak cholera.
- A to dopiero początek - kładzie rękę na moim udzie. - Do tych akcji z kasynem oboje musimy podchodzić z dystansem.
- Nie poznaje cie.
- Po prostu teraz jestem pewna. Chociaż nie mam ośmiu milionów to mnie kochasz. A jak chwilę poflirtujesz z inną kobietą w kwestii zarobienia to ja postaram się nie wydrapac jej oczy.
- Pomożesz mi? - zjeżdżam na bok.
- A chcesz mnie czy moje usta? - oblizuje dolną wargę.
Odsuwam fotel i wkładam ją między moje kolana.
Rozpina moje spodnie. - Musiałam, że po wczorajszym to ci długo nie stanie.
- Nie doceniasz.. - Wkładam palec do jej ust rozchylając je.
Przygryza mój palec wskazujący i mruczy.
- Musisz się pospieszyć kochanie..
- ty Jesteś strasznie nie cierpliwy. - pochyla się i oblizuje główkę członka.
Kilka minut później dochodzę w jej ustach. Wraca na swoje miejsce, ja się poprawiam i ponownie ruszamy.
Trzeba będzie znaleźć motel lub też hotel. Musimy się przespać. Ciekawe jak to załatwimy.
Chyba łatwiej byłoby wcześniej zdobyć na to pieniądze. Tylko zastanawiam się jak.
Przeczesuję włosy rozważając możliwe opcje.
Zauważam, że Elizabeth poprawia makijaż. Robi z niego mocny i to bardzo.
- Robimy powtórkę z rozrywki, ale go nie zabijaj.
- Nie starczy ci na hotel skarbie. Tam nie będzie dużo.
- Starczy na motel.
- Myślę że ja zacznę zarabiać - zjeżdżam na następną stacje.
- A co zrobisz? - uśmiecha się.
- Porozmawiam z panem - całuje ją krótko i wychodzę.
Wracam dwadzieścia minut później z kasetami z kamer i pieniędzmi.
- Zdolny jesteś kochanie. Louis dzwonił - mamrocze.
- Po co? - jęcze.
- Żebyś po drodze odebrał jakiś towar. Chyba znów szlugi.
- Zobaczymy - odjeżdżam.
- Taki piękny widok.
Kręcę głową i kładę się do łóżka.
Patrze w sufit zmęczony całym dniem. Jednak cieszę się, że jestem tutaj z nią.
Trochę się zabawimy. Teraz nikt mi jej nie odbierze. Nie oddam osoby na której naprawdę mi mocno zależy. A taką osobą jest właśnie Elizabeth. Dziewczyna przychodzi i kładzie się obok. Przytulam ją i zasypiamy. Niestety rano budzę się sam.
Przyciągam się i idę do łazienki licząc że tam ją znajdę.
Jednak nie. Jest pusto. Wzdycham cicho. Może poszła coś zjeść. Czekam na nią.
Wchodzi ze śniadaniem dla nas. Siada mi na kolana.
- Cześć Mała..
- Cześć Hazz - uśmiecha się.
- Nie uciekaj mi tak.
- Poszłam po jedzenie.
- No widzę.
Uśmiecha się i daje mi do ust kanapkę. Już sobie moją bluzę upolowała.
Ale wygląda w niej bardzo dobrze. Godzinę później wyjeżdżamy.
- Czekaj. Zostaniemy w Wiedniu na balu maskowym - patrzy na plakat.
- To bardzo ważne?
- Dużo możemy zarobić. Pomyśl.
- No dobra. - moja osobista mistrzyni knucia.
- Ale wiesz potrzebuje sukni i maski...
W ten oto sposób dwie godziny później była kasa i nie ma kasy. Ale oboje mamy się w co ubrać. Wieczorem wychodzimy. Elizabeth wygląda magicznie.
Ma długą białą suknię i czarną, delikatną maskę. Ja jak inni mam smoking. Moja Maska również jest koloru czarnego. Plan jest prosty. Rozdzielamy się.
Jest masa ludzi. Bogatych i zapsutych ludzi. .Nie lubię takiego towarzystwa. Nie jestem taki. Dobra. Kradnę ale oni nie są lepsi.
Ja zabieram ale oni dalej mają kasy jak lodu. Nie zbiednieją. Rozglądam się za Elizabeth ale nie rozróżniam tych kobiet. Gdzieś tu jest i zapewne kokietuje jakiegoś dupka. Na pewno da sobie radę. Ja muszę znaleźć naiwną dziewczynę.
Biorę kieliszek szampana i obserwuje ludzi dookoła. Hm, a może jakiś biznesmen.
Bez Elizabeth mam raczej marne szanse wykiwać typa.
- Mam kartę. Nie zauważył. A pin to jego wiek - słyszę przy uchu.
- Szybko i bezdotykowo. Chwała Bogu.
Odstawia mój kieliszek, a kartę wsuwa mi do kieszeni.
- Walc wiedeński - wskazuje na parkiet.
- Więc zapraszam - prowadzę ją przez cały taniec
Uśmiecha się cały czas. Zapewne oczy tez ma radosne. Muzyka się zmienia i zaczynamy tańczyć tango
Zawsze byłem dobrym tancerzem, ale jej nie dorównuje do pięt. Jednak Chyba nie tak źle się prezentuję. Myślę, że to bardzo udany wieczór.
gdy wśród par wirujemy na parkiecie i widzimy jedynie siebie.
- Jesteś piękna - szepcze jej do ucha gdy wracamy do stolika.
Odwraca się i dotyka ustami moich ust składając na nich czuły, słodki pocałunek.
Oddaje go i przedłużam.
- Chyba tu nie zaszalejemy.
- Dlaczego by nie? Zagadaj z jakąś kobietą. - proponuje.
- Ale ja się nie mogę skupić. Przez ciebie.
- Przepraszam. Ja mogę wyjść.
- Muszę się napić. - stwierdzam.
- To pij ze mną. Tak na marginesie długo byś nie wytrzymał.
- Położyłbym cie na łopatki.
- Uwierz nie. Nie wiesz co to wódka.
- Umiem pić Rosjanko.
- Nie umiesz Angliku
- Zakład?
- Tak. O co?
- Czekam na propozycje.
- No nie wiem. Zastanów się. Dziś nie pijemy. Dziś zarabiamy.
- Żegnam panią - całuje jej dłoń i zostawiam dziewczynę.
Staję obok samotnej kobiety, która bacznym wzrokiem obserwuje wszystkich. Zdjęła maskę.
Biorę dwa kieliszki ze stołu i podaje kobiecie jeden.
- Dziękuję - odpowiada patrząc na mnie.
- Taka kobieta jak pani nie powinna stać sama.
- Nie było chętnych - odpowiada.
- Chyba nie myśli pani że uwierzę.
- Warto uwierzyć.
- Mam więc nadzieję że spróbuję pani zadowolić się moim towarzystwem.
- bardzo chętnie - posyła mi drapieżny uśmiech.
Już myślałem że jest ułożona, a tu taka miła niespodzianka.
Podoba mi się taki charakterek. Podaje jej jeszcze kolejno dwa kieliszki.
- Widzę że lubisz się ukazywać - szepcze do jej ucha trzymając maskę kobiety.
- Ty również mógłbyś - mruczy.
- Mam na ciebie ochotę - mówię wprost wiedząc że to sprawi że zrobi jej się mokro.
- Jesteś bardzo bezpośredni - odwraca się do mnie. Kładzie rękę na moim torsie.
- Chce cię mieć. - przygryzam płatek jej ucha.
Mruczy jeżdżąc paznokciami po mojej koszuli. Jest ładna. Może trochę starsza ode mnie.
- wokół mnie.. pośród roztrzepanej pościeli. Słuchać jak krzyczysz i jęczysz z rozkoszy.. - szeptam, a moja ręka zjeżdża coraz niżej.
- Więc zabierz mnie tam, gdzie poczuję tę nieziemską przyjemność...- odpowiada prawie dotykając moich ust swoimi.
Oplatam jej talię w drzwiach mijając się z Elizabeth. Puszczam jej oczko i wychodzimy.
W ostatniej chwili dostrzegam jej uśmiech zadowolenia. Wszystko idzie jak trzeba.
Przelewam z konta kobiety pieniądze podczas gdy ta leży kompletnie upita.
Ma się ten talent. Muszę jechać do hotelu. Taksówka to dobry pomysł.
Ostatni raz zerkam na kobietę na łóżku i zadowolony opuszczam pokój. Zbiegam po schodach hotelu, wsuwając maskę do kieszeni marynarki.
Mam nadzieje że Elizabeth jest już w pokoju. Szybko jadę do hotelu. Cicho wchodzę do sypialni. Pali się jedynie lampka, a dziewczyna śpi przytulona do mojej bluzy.
Uśmiecham się pod nosem. Chowam pieniądze i również zasypiam.
Kope lat! Rozdział super.
OdpowiedzUsuńMam dziwne wrażenie, że tu już był epilog xD
OdpowiedzUsuń