sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 7

Ciągnie mnie za rękę do kolejnego muzeum. Dałem jej telefon, aby mogła robić zdjęcia. Sądzę, że zaraz skończy jej się pamięć. Mówiłem żeby sama szła to się wzięła i rozpłakała. Na środka ulicy zaczęła mi beczeć jak dziecko.
UntitledMyślę, że ma okres. Takie wahania nastroju? Siadła na ławce i schowała twarz w dłoniach.  To się zgodziłem. I teraz oglądam trzecie już muzeum.
- Ładne - pokazuje na rzeźbę, przytulając się do mojego ramienia.
- Taka o..
- Harry przyjrzyj się - mówi.
- No.. Goły facet. Mam większego i co?
Uderza się ręką w czoło. Nic nie odpowiada. Bierze telefon i przytula się do mnie, robiąc nam zdjęcie. Ma zdecydowanie za dużo energii, ale niech jej tam będzie. Myślę, że zwiedzimy dzisiaj jeszcze dużo. Mi mogą nogi odmawiać posłuszeństwa, ale będzie mnie wlokła przez cały Kijów. Nie ma sumienia.
Obiad jemy w jakiejś knajpie na szybko.
- Patrz! - pokazuje mi kilka selfie ze mną. - Taki słodki jesteś.
- Jedz.
- Zaraz. Przecież ci się nie śpieszy. O. Musimy kupić obrączki. Louis kazał.
- Louisa tu nie ma.
- Ale to nam pomoże wariacie - wkłada mi palec w dołeczek. - Będzie wiarygodniej. I dobrze, że go nie ma. Za bardzo ja go nie lubit. Ale ciebie tak.
- Kłamiesz. Wiem że kłamiesz.
Kręci głową i znów wygląda jakby miała się rozpłakać.
- Cały czas o nim gadasz. Wszystkie do niego lecicie. Wcześniej czy później.
- Ja ci przekazuję co mówił. Żebyś potem ty na mnie nie na krzyczał, bo ja się boję. I nie mam zamiaru do nikogo lecieć. Nie odzywaj się do mnie - dodaje i wstaje. Wychodzi.
Płacę i idę za nią. Na prawdę nie nadążam. Dlaczego się obraża? Nic nie zrobiłem. Stwierdziłem fakt.
Wchodzę do pokoju. Dziewczyna jest w łazience. Siadam na łóżku i wyłączam telefon.
Jeśli jeszcze raz zadzwoni to wyrzucę go przez okno. Chcę dzisiaj spokoju.
Opadam plecami na łóżko i zamykam oczy. Czuję piąstki które mnie uderzają. Raz za razem w klatkę.
- No co ty znowu ode mnie chcesz?
- Jesteś idiot.
- Mówiłaś - pozwalam jej mnie bić, nie boli to jakoś specjalnie.
- No właśnie. Nie masz szacunku i osądzasz.
- I co jeszcze?
- Czemu mnie nie lubisz? - pyta smutno.
- Lubię cie - odpowiadam szczerze.
- I tak traktujesz?
- Jak? Co znowu ci zrobiłem?
- uznałeś, ze wole jego.
- Jeżeli można to tak nazwać.
- Wcale nie  - pochyla się
- Skoro tak mówisz..
Nie odpowiada juz. Całuje mnie. Długo z otwartymi oczami. Siadam nie odrywając się od jej ust, a ręce kładę na jej biodrach. Oplata moją szyję. Wpuszcza mój język, a swoim atakuje.
Całujemy się zachłannie i namiętnie. Jej usta są słodkie i smakują miętą, pewnie z pasty. Muskam językiem jej podniebienie. Porusza się lekko na moich kolanach.
Przyciągam ją jeszcze bliżej tak że nasze klatki się stykają. Oddychamy nieco szybciej, pogłębiając pocałunki. Moje ręce wślizgują się pod jej koszulkę i gładzą tam skórę.
Ellie odrywa się ode mnie i schodzi z moich kolan. Poprawia swoje włosy. Nienawidzę tego. Znowu mi to zrobiła no kurwa..
Przygląda mi się uważnie, mrużąc oczy. Pokazuje na mnie palcem.
- Ktoś inny dostał by w twarz. A ty super całujesz - uśmiecha się.
- I to ma mnie pocieszyć?
- A co byś chciał? Jesteś bardzo nie konkretny. Nic nie bierzesz w swoje ręce. - wzrusza ramionami.
- nic nie robię, jestem dupa. Oszczędź mi. Mam cię zgwałcić.?
Zaczyna się śmiać.
- Nie oto mi chodzi Harry. Ty po prostu nie wiesz czy chcesz być posłuszny czy chcesz zrobić coś po swojemu.
- Dobrze z że ty wiesz.
- Tak, ja nie chcę być posłuszna.
- To widzę.
Podchodzi do mnie i łapie moje ręce. Przygląda się im.
- Masz dobre dłonie - wraca wzrokiem do moich oczu. - Męskie. Więc tak się zachowuj - całuje kącik moich ust i zaczyna pakować rzeczy.
Nie chce jej skrzywdzić. Sam tego do siebie nie dopuszczam ale na prawdę nie chcę. Co ona mi złego zrobiła? Nic. Znalazła się w tej historii przypadkiem.
Błądzę wzrokiem za dziewczyną, która składa nasze ubrania. Jutro wyjeżdżamy. Pojedziemy przez Litwę. Mam nadzieję, że nas nie cofną. Ale przez Polskę za dużo nadrobimy, a przez Czechy to już w ogóle. Muszę to jeszcze przemyśleć.
Kolację jemy w hotelu. Obsługa traktuje nas bardzo miło. Jesteśmy kimś ważnym i niech tak zostanie. Brunetce przynajmniej wrócił humor. A co rozumiem przez wrócenie humoru? To że cały czas mówi. Czasem się zapomina i mówi po rosyjsku. Ale wtedy widzi, że nic nie rozumiem. Siedzimy w pokoju, a ona cały czas nadaje. Naprawdę uważam, że jej usta pracują lepiej w inny sposób.
- Czemu nic nie mówisz? - siada obok.
- Ty mówisz za nasz dwoje.
- Możesz odpowiedzieć. Ojej, ale mi się spać chce - krzyżuje nogi sama zdziwiona, że jest zmęczona.
- Jasne, spać - mruczę idąc do łazienki.
- Kobietom się ustępuje - słyszę.
- Ustępuję ci bycie drugą.
Łapie mnie za koszulkę i cofa do tylu.
- Albo ze mną, albo czekasz - wyprzedza mnie.
- Jak już to ty ze mną. Bo to ja idę pierwszy - ciągnę ją do tyłu i wchodzę do pomieszczenia.
- No to jesteś skazany na mnie.
- Ja biorę prysznic. Ty i cycki idziecie do wanny. Nie uśmiecha mi się oglądanie.
- Jesteś człowiek, który chociaż ma okazję na wyciągnięcie ręki to nie skorzysta. Imponujesz - uwiesza się na mojej szyi.
- Mam dość ręki. Przez ciebie ją nadwyrężam.
- Doprawdy? Więc dlaczego po prostu mi tego nie powiesz? Jesteś skazany na moje towarzystwo. A ja nie robię nic z przymusu, bo nie dam sobą pomiatać. I już ci mówiłam, że twój smak stał się jednym z moich ulubionych.
Usłyszał. Kurwa już czuję że usłyszał.
- A jeżeli ja nie chce twoich ust.. tylko ich?
- Ich co? Harry mówiłam. Konkretniej.
- Coś więcej, niż tylko twoje pełne, słodkie usta.
- Rozumiem, ale teraz tylko to możesz.  - uśmiecha się.
- Wanna - pokazuję jej.
- Nie to nie - zdejmuje sweter z siebie.
- Dobra, chodź tu - Przyciągam ją nie mogąc się powstrzymać.
- Jesteś niezdecydowany jak kobieta - ciągnie za mój pasek.
- Przestań cały czas mi wyrzucać jaki jestem - przyciągam przez jej głowę bluzkę.
- Jesteś nieokreślony - siłuje się z moimi spodniami.
- Przestań - Powtarzam i to jej spodnie lądują na podłodze.
Elizabeth odpycha mnie i wychodzi z nogawek. Kopie rurki gdzieś dalej, powolnym krokiem podchodząc w moją stronę. Mocno przyciąga mnie za kark i wpija się w moje usta. Obejmuję ją, ściskając dłońmi pośladki. Są idealne. Momentalnie wsuwam się pod majtki i teraz obejmuję już nagą,jędrną skórę. Jęczy cicho i przygryza moją dolną wargę. Czuje napięcie w moich bokserkach. Na pewno to czuje.
Wznawiam pocałunek z podwójną siłą rozbierając ją do końca. Dziewczyna zeskakuje na kafelki. Opuszcza moje spodnie wraz z bokserkami. Wciąga mnie pod prysznic. Woda spływa po naszych ciałach. Moja ręka od razu wsuwa się między jej uda. Niech ona też będzie pobudzona.

- Harry ja miałam...
- Po prostu krzycz.. - Mówię jej do ucha i pozwalam swoim palcom badać ją od każdej strony.
Odchyla głowę do tyłu. Mokre włosy opadają na jej plecy. Przesuwa ręką po mojej klatce.
Uśmiecham się i zabieram dłoń. Niech poczuje jak to frustruje.Uderza mnie w bark i wzdychając klęka.
Bawię się jej włosami zadowolony.  Tak samo jak za pierwszym razem świetnie sobie radzi z moim problemem. Szybkim ruchem zakładam jej nogi na moje ramiona i wstaje mając twarz przy jej kobiecości kończę wcześniej przerwaną prace. Zdecydowanie na to zasłużyła. Gdy stawiam ją na płytkach, dalej czując słodki smak jej soków, ledwo stoi. Dokładnie myje całe jej ciało. Nie opuszczam ani milimetra. Całuję jej kark masując sumiennie piersi brunetki. Odwraca głowę w moją stronę. Kładzie dłoń na moim policzku i odnajduje nasze usta.
Całuje mnie z oddaniem i zaangażowaniem. Później odrywa się i uśmiecha. Ale tak ładnie i szczerze.
- Jesteś czysta. - kwituje i pomagam jej wyjść.
Przebieramy się w coś do spania. Oboje stojąc przy umywalce myjemy zęby. Trącam ją biodrami robiąc sobie miejsce.
- Idź ty - dostaję łokciem w żebra i wypluwa pastę.
Ponawiam ruch przez co cała się opluwa.
Przemywa buzię wodę i chlapie mnie tak, że od nowa jestem mokry. Wycieram się, odkładam ręcznik i idę do łóżka.
Ellie dołącza do mnie dziesięć minut później.
~*~
- Te kochanie - pokazuje na obrączki, które poleca nam ekspedientka.
Brunetka tuli się do mojego ramienia, zabijając wzrokiem młodą blondynkę.
- Jak pani myśli? - pytam kobiety.
- Są ładne - odpowiada po angielsku. - Mam jeszcze takie...- schyla się, aby wyjąć pudełeczko. Wtedy dostaję w plecy ręką od Elizabeth.
- Ała.. - ledwo powstrzymuję śmiech.
- Proszę - blondynka pokazuje nam złote, matowe pierścionki z napisami.
- I jak? - pytam dziewczyny obok przyciągając ją bardziej do swojego boku.
Kiwa głową udając szczęśliwie zakochaną. Gdy tylko wychodzimy ze sklepu, wymieniamy się obrączkami.
- Zakładaj - sam to robię wsiadając do kampera.
Za chwilę czeka nas kolejna granica. Mam nadzieję, że jednak się uda. Tym razem to ja prowadzę i załatwiam przejazd. Wszystko jest świetnie, póki nie zatrzymuje nas policja. Kurwa mać.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 6

Przykrywam Harry'ego jeszcze jednym kocem. Wtula policzek w poduszkę. Leży na łóżku. Jedyne co zdjął to buty i kurtkę. No cóż. Jak to woli. Zegar na desce rozdzielczej pokazuje godzinę 6:12. Cicho otwieram szafki robiąc w sumie cztery kanapki. Gdy kończę słyszę budzik. Musiał go wczoraj nastawić. Widzę jak siada i przeciera oczy. Wygląda bardzo niegroźnie. Jest rozespany, a włosy ma w totalnym nieładzie. Podaję mu śniadanie i wracam na kanapę. Je jedną kanapkę i od razu rusza. Zatrzymuje się tylko po kawę. Cały czas jedziemy. Nie odzywam się ani słowem. Nie chcę kolejnego wybuchu. Wczoraj było wystarczająco. Wzdrygam się na samo wspomnienie.
Postawiłam mu się. Nic mi nie zrobił.. jakby odpuścił.
Wiem, że nie powinnam, ale jestem uparta. Ja miałam rację. Jeśli znów zacznie krzyczeć to nie wiem. Podrę te dokumenty.
Jednak od rana nie powiedział ani słowa. Nic.
Pewnie jest zły. Przykro mi. To jedyna osoba, którą teraz tu mam.
~Harry~
Mam być potulny?  Będę potulny, widocznie do niczego innego się nie nadaje. Wykonam tą pieprzoną robotę. Będę profesjonalny. Dowioze mojemu SZEFOWI jak to powiedziała i towar i ją skoro tak się z nim liczy. Mam to w dupie. Ja tu tylko sprzątam.
Skupiam się jedynie na drodze. Nie mam zamiaru wchodzić w nią w dyskusję. Wiem do czego to doprowadzi. Lepiej nie próbować. Powstrzymam się chociaż mam dużo do powiedzenia
Nie ma dużego ruchu na drogach co mnie cieszy. Mogę spokojnie jechać. Zaciskam mocno palce na kierownicy i zmieniam bieg. Czuję rękę na ramieniu. Staje obok mnie.
- Zniszczę te dokumenty. Oboje nie będziemy się ze sobą męczyć.
- Bez różnicy mi co z nimi zrobisz skoro i tak ich nie mam. Będę robił jak mówiłaś. - mówię zupełnie obojętnym głosem.
- Bez? Wtedy nie przejedzie. Jak nie przyjedziemy nie wykonasz swojej pracy. Trafimy do aresztu, ale uwolnisz się ode mnie. A ja nie będę musiała trafiać do innej osoby. Pojimajesz? - dotyka ręką mojego karku.
- Nie. Przejedziemy tą jeba... granicę. Skończ już ten temat.
- Nie przyjedziemy bez dokumentów. Dobrze to wiesz - pochyla się mówiąc do mojego ucha. - A twoja niechęć do mnie powoduje, że ja przestaję cię lubić. I po prostu je zniszczę - wraca do sypialni.
Zjeżdżam na pobocze i idę za nią..rezygnuję jednak w połowie i wracam za kółko. Poradzę sobie.
Przecież nie mogę być od niej zależny. To ja tu rządzę. Nie oszukujmy się. Wszyscy mają w dupie mnie i moje zdanie, ale to nie istotne. Coś wymyśle.
Mijają dwie godziny. Zatrzymuję się na postój. Naprawdę chcę szybko przejechać tą granicę.
Znika w barze gdzie kupuje dużo picia i jedzenia.
Wracamy do kampera. Dziewczyna zabiera mi kluczyki i sama wsiada za kółko, ruszając.
To ona dojeżdża do przejazdu. Wysiada z samochodu jako pierwsza. Wszystko im powie. Wyda mnie. Albo jak mówiła załatwi nam przejazd.
Rozmawia z dwoma strażnikami. Podchodzą do auta i otwierają drzwi.
- Mój mąż odpoczywa. Jedziemy już długo panowie. Taki mężczyzna to skarb. Zabiera mnie do swojego kraju. Podróż poślubna. Tutaj bałagan, bo my dużo rzeczy zabraliśmy z mojego domu. - wchodzą do środka. Ellie siada na moich kolanach i uśmiecha się.
Ci dwaj mnie denerwują, tylko czekam aż wyjdą. No po prostu ledwo się powstrzymuje.
Jeden z Rosjan pewnie w wieku Louisa, uśmiecha się i klepie mnie po plecach.
- Da? Szto wy gawariecie? Dokumenty - rzuca chłodno. (tł. Tak? Co wy mówicie?)
Elizabeth odpowiada mu coś czego już kompletnie nie rozumiem.
Podaje im dokumenty i wraca na moje kolana. Przytula się do mojego policzka.
Zaczesuję jej włosy na ramię. Oddają mi dokumenty kiwając głowami.
- Szczęścia i szybkiego, mocnego potomka - mówi ten drugi.
Ha! Wstaję i podaję każdemu z nich rękę.
Wychodzą z kampera. Elizabeth odwraca się do mnie.
- Zadowolony? Czy jesteś zadowolony? Mam nadzieję. Haraszo. Masz - rzuca mi kluczyki i mija mocno trącając. Wchodzi do sypialni.
Co ja jej do cholery zrobiłem znowu?  Siadam za kółko i jadę. Dziewczyna w ogóle nie wychodzi. Gdy wieczorem zjeżdżam pod hotel ide sprawdzić co tam kombinuje. Leży na łóżku patrząc w sufit. Obok leży parę kartek i długopis. Po rusku nie przeczytam. Przebrala się w krótkie spodenki i moją koszulkę. Tu jest cieplej.
- Śpimy w hotelu, zbieraj się.
- Nie mam ochoty. Jest mi to obojętne. Czekam, aż wykonasz swoje zadanie.
- Chodź. Proszę..
- Wszystko ty psujesz - odwraca się na bok i kuli. - Ja chciałam cię lubić, bo tylko ciebie mam
- O co ci chodzi?  Przecież nic nie zrobiłem. Sorry za pistolet, byłem wkurwiony.
- Ja już mówiłam. Dostarczyć i zostawić. Ale ludzie się przywiązują. - odpowiada.
- Wrócisz do domu, jeżeli dogadasz się z moim groźnym szefem. - zaciągam ją do restauracji. Bardzo luksusowej. Zamawiamy dania z podanego menu.
Je jakby chciała a nie mogła. No co jest znowu? To nie fair.
- A ja nie chcę wracać na doma.- odkłada widelec. (tł. do domu)
- Nie wracaj.
- No widzisz? Ty jesteś głupi.
- Mówiłaś już. Chcesz? - pokazuje na butelkę wina.
- Da...- mruczy.
Wstaję i nalewam jej alkoholu. Bierze kieliszek i pije. Później jeździ palcami po krawędziach szkła.
- Śpimy dzisiaj tutaj. - mówię jej.
- Mówiłeś już.
- Deser? Drink? Cokolwiek innego? Byłaś dzisiaj rewelacyjna.
- Przyszłość aktorska mnie czeka. Nie, nie mam na nic ochoty. Dziękuję.
- Na pewno? - patrzę na nią uważnie.
- Państwo Styles - do stołu podchodzi młoda Ukrainka. Mówi płynnie po angielsku. - przygotowaliśmy pokój oraz szampana.
- Świetnie - posyłam jej uśmiech. - Dziękujemy. Idziemy? - pytam Elizabeth.
- Nie mam zamiaru tu nocować. - mówi markotnie i wstaje. - Przepraszam. Da, idziemy.
- Proszę cię - łapie ją i obejmuje w talii. - Wyśpimy się.
Pochyla się i mówi do mojego ucha.
- Jeśli przestaniesz chrapać. - kłamie! Na pewno kłamie.
- Nie będę chrapać - zgadzam się chociaż to nie prawda.
- Jasne - kiwa głową. Ruszamy do windy. Ona wciąż jest w mojej koszulce.
Drzwi się zamykają i jedziemy na odpowiednie piętro. Jestem zaskoczony, gdy widzę Drogi i duży pokój. Kilka tygodni temu w delegacjach często w takich spałem. Ale po takiej podróży, która jeszcze się nie skończyła to luksus.
Zdecydowanie to będzie wygodna i regenerująca noc.
- Spać - ziewa. - Chodź - zdejmuje buty i ściąga koszulkę. Otwiera łazienkę.
Wchodzi do niej a ja siadam na łóżku.
- No chodź tu -znów słyszę jej głos.
- Idę,idę .. - wstaję i kieruję się do pomieszczenia.
Elizabeth ściąga ciepłe skarpetki i spodenki. Wanna się napełnia.
- Mogłaś mi powiedzieć że chcesz się kąpać.. - kobieta w wannie to kobieta wyciągnięta z życia na bardzo długo.
- Mówiłam, że chcę się kąpać. - rozpina stanik.
- Więc się kąp - podchodzę do umywalki i przemywam twarz.
- Ja nie wskazałabym abyś przyszedł, gdybym chciała kąpać się sama. Tak będzie prędzej. - słyszę. (tł. nie kazałabym)
- Mamy czas. - odpowiadam szybko
- Wchodzisz? Nie? To idź jeśli nie. Ja nie trzymam -rzuca majtki pod drzwi i wchodzi do wody.
Wypuszczam powoli powietrze. Uspokój się Styles ewakuuj się póki czas. Nie możesz tu stać. Zaraz znów ci stanie.
Zamykam oczy gdy zdaje sobie sprawę że gapie się w lustrze na nią w wannie.
- Harry, idź sobie. Masz dwa wyjścia. Drzwi i wanna.
- Idę. - prostuje się i szybko wychodzę, ale obraz jej nagiej zostaje.
Ściągam koszulkę i rzucam ją na bok. To za dużo. Na dzisiaj za dużo. Naprawdę ma duże piersi. Takie pełne...Jezu.
I chuj. Stanął. Kurwa jebana jego mać. Czeka mnie gorący prysznic. Długi, gorący prysznic. Muszę się rozluźnić. Dziewczyna dość szybko wychodzi. W krótkim białym ręczniku przechodzi obok. Aha, to kara. Za wczoraj.
Przełykam ślinę i ulatniam się do łazienki.
- Tylko, żebym nie musiała ja kończyć za ciebie! - krzyczy za mną.
O tak. Jej usta były cudowne.. Mam przejebane. Tak bardzo chciałbym ją.. Stop!  Zatrzymuje swoje myśli bo aż zaczyna boleć tam na dole.
Opieram się o ścianę i zamykam oczy. Elizabeth miesza mi w głowie. Lubi mnie. No super.
Wchodzę do kabiny i puszczam gorący strumień wody. Rozluźniam swoje ciało. Elizabeth wchodzi pod prysznic. Zaskoczony cofam się o krok. Odgarnia swoje brązowe włosy do tylu i kładzie ręce na moją klatkę. Zadbanymi paznokciami przejeżdża aż do pasa. Prawą ręką zaczyna dotykać twardą męskość, a drugą przyciąga mnie za kark chcąc pocałować i...O CZYM JA MYŚLĘ?!
Ugh.. Łapie krótkie i szybkie oddechy. Zamykam oczy i nalewam na dłonie więcej mydła. Gdy wychodzę w pokoju jest cisza. Widzę, że Elizabeth siedzi na łóżku. (Mamy jedno.) Trzyma kieliszek i butelkę szampana.
- Świętujesz? - pytam.
- Tak. Za nasze małżeństwo kochanie moje.
Harbara- Coś tam słyszałem. - siadam obok i sam pije z jej kieliszka.
- Możemy zostać tu dwa dni? - pyta, dolewając mi.
- Dlaczego mielibyśmy to zrobić?
- Bo cię oto Proszę.
- Nie jestem aż taka dupa. Bo mnie o to prosisz. Co mnie to obchodzi?
- Obchodzi cię - mówi wolno. - Bo przed sobą mamy jeszcze kilka granic. A ja Proszę tylko o jeden dzień kanikuł. Nie o kłamstwo na rzec łupu. (tł.wakacji)
- Możesz odpoczywać w samochodzie.
- A ja nie chcę odpoczywać. Ja chcę zwiedzić. Chyba mam prawo w podróż poślubną - odstawia alkohol i wsuwa się pod kołdrę w swojej cienkiej koszulce nocnej.
- Mój pan szef by się nie zgodził, a muszę go słuchać. On rządzi, ja tylko prowadzę.
Zabieram jej urządzenie i mrożę dziewczynę wzrokiem.
- Daj mi ją - słyszę w słuchawce.
- Niby po co?
- Po to, żeby oto proszę. Daj mi cholera ją. - warczy zdenerwowany.
- Po co? - pytam spokojnie.
- Bo chcę z nią porozmawiać.
- Nie masz z nią o czym rozmawiać
- Mam. Dalej chcesz się kłócić Harry?
- Masz - podaję dziewczynie telefon.
- Da? - siada na łóżku. - Chciałam....Tylko jeden dzień, da...Nie, ja go lubię...Nie troszkę, nie boję. Ale...da. Mogę ja? Dziękuję. Haraszo. Miłej nocy - rozłącza się.
- Zadowolona?
- Tak - klaszcze w dłonie i uśmiecha się.
- Cieszę się. - Idę do łazienki.
Gdy wracam już śpi, zostawiając mi drugą połówkę łózka. Kładę się, przykrywam i również zasypiam.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 5

Mrugam oczami, trochę zaskoczona. Właśnie doszliśmy do niezręcznego momentu. Umiem gadać, ale na takich sprawach się nie znam. W ogóle nie jestem doświadczona. A on jest taki pewny siebie!
- Ym...da - zgadzam się. - Ty chcesz, żebym ja rozłożyła nogi tobie?
- Pomogę ci Elizabeth - mówi niskim głosem.
- Ale nie przeginaj - grożę mu.
Wywraca oczami i rozpina moje spodnie. Cofa się i ciągnie za nogawki. Pomagam mu rozebrać mnie z rurek. Spadają na czarny dywan. Widać w jego oczach pożądanie na widok dolnej części bielizny którą mi kupił. Wcale mnie to nie zawstydza. Co innego gdy patrzę na siebie w lustrze. Wtedy jestem cała czerwona. Ale skoro podziwia mnie facet to jest to jak najbardziej w porządku. Na pewno widzi mokrą plamkę. Dotyka mnie przez materiał jakby chciał...poznać i zapamiętać ten obszar. Jego długie palce delikatnie muskają to miejsce przez bieliznę. Instynktownie unoszę biodra, aby poczuć nacisk na kobiecości.Słyszę jak mężczyzna cicho się śmieje.
- Pokaż mi się - zsuwa moje majtki do kolan.
Rozsuwam nogi, biorąc głęboki oddech. Nie patrzę nigdzie indziej, tylko na niego.
- Poczekaj, przecież cie blokują - jeszcze niżej obniża materiał i przyciąga go przez moje stopy. Zgniata moją bieliznę w ręce i posyła mi dumny uśmiech. - Teraz kochanie nic cię już nie blokuje. Śmiało.
Przyciągam go za kark do siebie i patrzę wprost w jego oczy.
- Nie jestem twoje kochanie, jeszcze i może nie będę. O ile wiem to czas ci płynie a chcesz jechać. Możesz być sprawiedliwy i odwdzięczyć się - biorę jego rękę i przesuwam po swoim brzuchu w dół.
Cmoka na mnie i zniża się. Jego ręce oplatają moje uda, a twarz mężczyzny jest tak blisko że czuje jego oddech na dolnych partiach. Zamykam oczy czując się coraz lepiej. Najpierw jego język przesuwa się po wewnętrznej stronie mojej nogi. Później przechodzi na drugą. Dopiero potem obdarowuje pocałunkiem wrzącą kobiecość. Jęczę, chcąc jak najszybciej dojść.
Ani na chwilę nie odsuwa się. Gdy czuję chłodny podmuch nie daje rady. To koniec. Dochodzę. Brunet na nowo przyszpila się ustami do mojego wejścia i nie omija ani kropli. Mój orgazm trwa i trwa. Jest mi tak błogo, że dryfuję gdzieś na chmurze przyjemności. Gdy odzyskuję przytomność leżę obok Harry'ego. Miałam tak silny orgazm, że zemdlałam. Cudownie.
- Jedziemy. Rusz swoje to i owo. - pospiesza mnie wstając.
Nic nie odpowiadam. Leniwie ubieram się i doprowadzam do porządku. Zdążam umyć zęby i uczesać się, a potem jedziemy.
Wieczorem dowiaduje się że Harry ma zamiar jechać całą noc. Wyjątkowo. Mówi że chce rano przekroczyć granicę.
- Czyli minęliśmy Moskwę? - pytam.
- Tak.
- Mogę cię zamienić. Pojadę tri, cztery godziny.
- Nie jestem zmęczony. Poważnie. - pije kupioną na stacji kawę.
- Więc będę gadać, żebyś nie zasnął - siadam na fotelu i zapinam pas.
- Świetnie - mruczy.
- Nie to nie - odpowiadam.
- Idealnie - teraz mówi szczerze i uśmiecha się.
Opieram głowę o szybę. Ja chciałam tylko dobrze. Nigdy nie byłam zagranicą. Dzięki niemu trochę zwiedzę.
- Będziesz mógł zatrzymać się w Polsze? Tam jest dużo ładnych miejsc - odzywam się po jakiś paru minutach.
- Ty na prawdę nie wiesz gdzie jesteśmy. Nie jedziemy przez Polskę.
- A jak chcesz ty przejechać do Anglii? Przez Ukrainę i Białoruś? Nie puszczą. Rosji nie puszczą. A przez południe będzie dłużej.
- To nie jest twoja sprawa. Wszystko jest ustalone.
- Przecież możesz mi powiedzieć. To ja ci tyłek uratuję przy granicy.
- a jak?
- Myślisz, że Cię puszczą bez przeszukania?
- Mów o co ci chodzi.
- Będą chcieli robić rewizję
- Wiem to.
- Wtedy znajdą te wszystkie kradzione rzeczy i uwierz, że się zorientują.
- Elizabeth do czego zmierzasz.
- Do tego, że możemy liczyć na szczęście. Jedynie na szczęście. - odpowiadam patrząc na niego. - I od tego czy uwierzą w historię jaką im opowiemy.
- Szczęście to chujowizna. Lou ma mi załatwić przejazd. Nie mam zamiaru ryzykować.
- Louis wczoraj zmienił plan - odwracam wzrok.
- O czym ty pieprzysz.?
Wzruszam ramionami. Czemu to ja mam mu o tym mówić?
- Elizabeth mów.
- Nie załatwi przejazdu. Nie ma jak. Liczymy na szczęście - szepczę, patrząc przed siebie
Słyszę pisk opon. Jest źle.
~*~
Harry rozmawia przez telefon z Louisem. Chodzi wokół kampera już pół godziny. Opieram się o jego ścianę i podążam za nim. Jest zdenerwowany. Mocno zdenerwowany.
Wyciąga pistolet i zaczyna strzelać w konary drzew. Rozmawia prawie, że slangiem. Mało rozumiem. W końcu to brytyjski. Rozłącza się i rzuca telefonem. Znowu zaczyna strzelać. Strzał za strzałem. Zatykam uszy. To jest straszny huk. Boję się, że zrobi coś gorszego. Podbiegam do niego i odpycham rękę z bronią. Wyrywam ją siłą.
- Uspokój się! Ty głupi! Co tym zrobisz?! To nic nie zmieni! Ty pojmij, że albo nas puszczą albo zawrócą i jedyne co możesz ty robić to modlić się. Bo jak cię zawrócą ruscy na granicy to trafisz do więzienia, a ja z tobą. A tam nie ma zmiłuj i chociażbyś był Al Capone nie sprawisz, że to cię minie! Więc z łaski swojej zacznij ruszać łepetyną i się uspokój. Ty pojimajesz? Uspokój. (tł.rozumiesz?)
Podchodzi do mnie nagle i przykłada zabraną lufę do głowy.
- Na prawdę wydaje się taki głupi?  Tak łatwo jest mnie wychujać?! Jestem takim debilem, myślisz tak?
- Odsuń się ode mnie Harry. Jeśli na mnie krzykniesz jeszcze jeden raz, ja nie pomogę ci. Powiem co tu wieziesz, gdy tylko spytają. Jeśli się uspokoisz to zgoda. Powiem im to co chcą usłyszeć.
- Daj mi dokumenty od niego. Czego do cholery słuchasz jego a nie mnie?!
- Bo to on tobą rządzi.
- Ale ty masz słuchać mnie.
- Tak. Weź tę broń Harry. Nie dam ci dokumentów.
- Oddaj mi je.
Kręcę głową. Nie dostanie ich. Nie są mu potrzebne.
- Elizabeth..
- Nie Harry. - mówię stanowczo. Odwracam się i idę w stronę lasu. Wchodzę do niego i opieram się o najbliższe drzewo.
Tej nocy już nie jedziemy. Gdy wracam Harry pali przed wozem. Mierzy mnie wzrokiem i wypuszcza dym z ust. W zasadzie nie wiedziałam, że pali. Nie robił tego. Ale gdy dostrzegam paczkę bez akcyzy orientuję się, że po prostu wziął jakieś z przemytu które musi dowieźć do Anglii.
Depcze niedopałek i odpala drugiego szluga.
- Wiem, że trzeba na coś umrzeć, ale nie truj mnie - wyciągam z jego palców papierosa. Sięgam po zapalniczkę i paczkę.
- To sobie wejdź do środka - zabiera wszystko z powrotem.
- Gdy wejdziesz z tym zapachem dalej będę biernym palaczem. Jak chcesz mnie zabić to strzel.
- Nie przesadzaj. - zaciąga się nikotyną.
Zgaszam tego papierosa. Nie przesadzam. Ja nie mam ochoty szybko umierać. Wchodzę do pojazdy szczekając zębami. Od razu włączam ogrzewanie. Ciepło rozchodzi się po kamperze
Biorę sobie bułkę z dżemem i siadam na kanapie owinięta w koc.
Sprawa jest prosta. Musimy się porozumieć. Inaczej nie podejmiemy żadnej decyzji. A ja nie chcę, aby na mnie krzyczał. Może mnie uderzyć, ale nie krzyczeć. Nie chcę kolejnych awantur. Wolę jak się dogadujemy. Wtedy jest miły. I to jego oblicze bardzo lubię. To kulturalne. To hałaśliwe jest bardzo denerwujące.
Wzdycham cicho i przestaję o tym myśleć. Zdążam zjeść i wypić zanim wraca.

~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~
Hej:) Widze, że niektórzy mają problem z moim rosyjskim. Zrozumcie, że ona to zmiękcza i nie mówi dokładnie. poza tym nie dysponuję cyrylicą. Przykro mi.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 4

Budzą mnie odgłosy zza okna. Jesteśmy na stacji. Widzę przez okno jak Harry z kimś rozmawia. Drzwi są zablokowane, więc ja nie mogę wyjść. Zła zaczynam się przebierać. Pilnuje mnie tu jak dziecka. A może ja potrzebuje powietrza?
Wraca po pół godzinie.
- Dobry dzień - mówię mieszając łyżeczką w kubku herbaty
- Cześć.
- Gdzie my? Chcesz picia?
- Nie chce - na drugie pytanie nie odpowiada.
Nie daję mu przejść dalej, kładąc rękę na jego torsie.
- Gdzie my? - powtarzam twardo.
- Nie musisz wiedzieć - mówi chłodno.
- Muszę. Jeżdżę z tobą. - wbijam w niego wzrok.
Wzrusza ramionami i idzie do sypialni. Siadam na kanapie, pijąc herbatę. Ciekawe gdzie ma mój telefon. Szukałam go wczoraj ale nie znalazłam. Pewnie nosi przy sobie. No dobra. Odpuszczam. Odkładam kubek a Harry siada za kierownicą i rusza. Dołączam do niego. Przyglądam mu się. Nie patrzy na mnie. Jest skupiony na drodze.
Jak zwykle. Po co mu ja jak on mnie ignoruje? Dzwoni do niego znowu ten Louis.
- Tak. Jakiś dzień w tył. Nic, nie mam zamiaru.... Bierz sobie... Ładna, nie ruszyłem, nie moja. Pierwszy, dobra. - rzuca telefon na panel przed sobą.
Wywracam oczami. Wiem, że myśli ze ja nie wiem co on mówi. Eh ci ludzie mają dziwne zachowania. A ten jest niezdecydowany
- Głodna? - patrzy na mnie.
- Głodna. Spragniona. Wszystko.
Parkuje pod jakimś zajazdem i idziemy tam na obiad. O Boże. Zjadam wszystko ciesząc się dobrym posiłkiem. Wreszcie coś dobrego i na co miałam ochotę.
- Dzięki - mówię pijąc kawę.
Podpisuje coś i tylko kiwa głową na znak że mnie słucha. Patrzę jak długopis w jego ręce przesuwa się ładnym pismem po kartce. Składa papier i chowa do kieszeni.
- Zaraz wrócę - oznajmiam wstając. Idę do łazienki.
Harry nie idzie za mną. Siedzi jak siedział i dopija swoją kawę.
- Robisz coś poza tym? - pytam siadając obok.
- Robię.
- A co robisz? Ja robiłam w hurtowni taty.
- Wiem co robiłaś. U taty anglika. Louis cie sprawdził.
- Wiem. Przecież ty sprawdzasz mnie cały czas.
- Podobasz mu się.
- Nie widział mnie. Poza tym to nie on tu jest ze mną. Nie on skorzystaja.
- Masz zdjęcia?  Myśl Elizabeth.
- No to jak ma zdjęcie, rączkę to sobie poradzi. Ellie.
- Ale my jedziemy właśnie do niego Elizabeth.
- I myślisz, że nie poradzę sobie z facetem? - pochylam się w jego stronę. - On mi nic robić nie może. Ja wiem. Jedziemy?
- A dlaczego? - pyta zaciekawiony.
- Bo lubię ja z tobą jeździć. Mówiłam. Jestem wdzięczna.
- widocznie się nie zrozumieliśmy.
- Ja pojmuję. Chcesz mnie zostawić temu tam temu.
- Nie myśl że to sprzedaż. Są po prostu zasady.
Wzruszam ramionami.
- Ja sobie poradzę.
- Jak wybierzesz mnie to zostaniesz ze mną. Teraz idziemy - wstaje i wychodzimy.
Kucam i biorę śnieg do ręki. Po chwili ląduje on na brunecie. Dostaje trzy razy. Trochę mu wlatuje za kołnierz.
Odwraca się do mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Bierze mnie na ręce i wrzuca w zaspę.
- Zimno! - krzyczę i sięgam po śnieg. Nacieram mu buzię.
Jednak jego siła pozwala mu wygrać. W środku owija mnie trzema kocami gdy już jestem przebrana i daje do rąk termos z ciepłym kakao.
- Masz rodzeństwo? - pytam. Niedługo książkę napiszę. W podróży z nieznajomym. Dobry pomysł.
- Mam. Siostrę. Skończ z tymi pytaniami.
- Dlaczego? Co mam robić twoim zdaniem? Ty zabrałeś mi wszystko.
- Tylko ciebie.
- Ale ja nie mam co robić,  więc będę pytać. Tu i teraz. Jak będziesz odpowiadał to będę zdejmować każdą warstwę po kolei zaczynając od koców. Ale tylko do bielizny. - patrzę na niego. - Tylko się nie wystrasz. To jak? Na pewno się zgadzasz. Wolisz blondi czy brunetki?
- Brunetki.
Zdejmuję jeden koc. Już mi ciepło. - Dlaczego wolisz brunetki?
- bo są najlepsze w łóżku.
- Nie wiesz skoro prawdopodobnie tylko z nimi sypiasz, ale uważam że blondynka tez jest dobra.
- Są wyjątki, to prawda.
- Pytanie za bluzę. zakochałeś się kiedyś?
- Tak... w placku mojej mamy.
Zaczynam się śmiać. Poczucie humoru osoby obojętnej. Też dobre.
- Dobry był? Pytanie za nic. - ściągam bluzę.
- Dobry.
- Robiłeś coś niegrzecznego z Rosjanką? Bluzka.
- Jak na razie tylko ukradłem paliwo.- patrzy na mnie w lusterku.
- Ładna była? - zostaję w staniku.
- Ładna jest.
- Nie kradłam z tobą paliwa - dotykam piersi.
- Po prostu o tym nie wiesz.
- Fajnie...- wywracam oczami. - Spodnie. Więc poproszę konstruktywną wypowiedź. Co mógłbyś zrobić dla drugiej połówki?
- Nie odpowiem - mówi krótko.
- Dlaczego? Nie umiesz określić tego ile mógłbyś poświęcić, aby wasza miłość mogła istnieć?
- Nie odpowiem.
- Jak chcesz. Poprosiłaby cię, abyś wykrzyczał ze ją kochasz całemu światu. Zrobiłbyś to?
- Tak
- Za mało jak na moje spodnie. Myślisz, że spotkasz taką osobę? I jak spotkasz to myślisz, jak rozpoznasz miłość?
- Będę znosił jej głupie gadanie i zobaczę jakie będzie miała poglądy co do pewnych spraw.
- Dziewuszki nie gadają głupio. To wy nie umiecie rozumieć. -mówię zła.
- Jasne..
Kręcę głową i patrzę przez okno. Mężczyźni nie mają czasem wyczucia. Zwłaszcza ten do diabla.
Harry bez słowa dalej jedzie. Układam się na kanapie. Czasem przyspiesza. Czasem zwalnia.
- Dobra, postój. - zjeżdża na bok i zamyka się w łazience.
Ubieram się i otwieram drzwi. Staję przed camperem na leśnym parkingu.
Spokojnie i cicho. Świeże powietrze dobrze mi robi. Chyba zaraz się prześpię. Bo co mam robić? Tak strasznie mi się nudzi. Wkładam ręce do kurtki i stoję przy drzwiach.
Harry spędza w łazience całkiem sporo czasu.
- Pomóc ci? - pytam wchodząc do środka. Ściągam kurtkę, bo nic więcej nie ubrałam. - Skoro mi jedzenie dajesz, to mogę ci się odwdzięczyć.
- Kurwa.. Głupie zabawy.. - słyszę -.. nie wiesz że nie robi się facetowi czegoś takiego?
- Przecież mnie ignorowałeś Harry. - mówię.
- A potem popatrzyłem i mam teraz.
- Ładny stanik, prawda? Taka czarna koronka. Ale skąd wiedziałeś, że ten rozmiar? Mam duże piersi. Rzadko kiedy mogę trafić.
- Elizabeth! - mówi ostrzegawczo.
- Rozumiesz, że ty szczytujesz krzycząc moje imię?
- Ostrzegam cie.
- Ale Harry nie chcesz poczuć rosyjskiego języka wokół siebie?
Otwiera drzwi i gwałtownie wciąga mnie do środka. Zmusza bym klęknęła. Jestem między jego nogami a ścianą, a on opiera czoło o nią nade mną.
- Duży masz sprzęt. Ale ja rabotnaja - wbijam mu paznokcie w uda, a męskość biorę do ust. (tł.pracowita)
Słyszę jak brunet wypuszcza powietrze z płuc.
Chcę mu szybko ulżyć. A  taką przyjemność nie raz sprawiałam chłopakowi. U nas seks to ważna część związku. Jeśli jest miłość. Tu się nie liczyło. Pomagam sobie ręką. Czuję, że jest coraz bliżej. Jego palce znajdują się w moich włosach i lekko za nie ciągnął. Jeśli to możliwe to staje się jeszcze większy. I większy. A potem wybucha. Oblizuję usta, wstaję i wychodzę z łazienki.
Harry po chwili też to robi. Kontynuuje jazdę.
- masz piękne ciało - to wszystko co mówi przez następne godziny.
Jest późny wieczór, gdy w końcu gdzieś się zatrzymuje. Muszę umyć zęby. Tak właśnie robię i kładę się spać.
HarbaraBudzę się w środku nocy ale jesteśmy znowu w jakimś motelu.
Idę do łazienki za potrzebą. Nawet ten jest lepszy od wczorajszego. Harry śpi przed telewizorem. Wydaje mi się że nasze relacje nie są tak złe. Ja tam zaczynam go lubić. Nie jest taki zły. Ma swoje wady, ale kto ich nie ma? Przykrywam go niebieskimi kocem, gdy na stoliku iPhone zaczyna się świecić. Louis. Biorę do ręki telefon i podchodzę do okna. Waham się, ale odbieram.
- Styles - słyszę.
- Ymm..tak?
- Ooo, Elizabeth. Milo mi wreszcie z tobą porozmawiać - zmienia ton na łagodny.
- Harry śpi.
- Domyśliłem się skoro odbierasz jego telefon. Posłuchaj. Od jutra jesteś panią Styles. W recepcji znajdziecie dwa dowody. Nasz łącznik je załatwił. Zejdziesz i je weźmiesz. Harry ma nie wiedzieć. Wykorzystacie je dopiero przy granicy.
- Dlaczego ma nie wiedzieć?
- A po co ma się denerwować, że musiał komuś nazwisko oddawać? O widzę, że wszystko ładnie rozumiesz.
Zagryzam wargę analizując jego słowa.
Rozumiem co chce przekazać. Dokumenty. Mogą się przydać.
 - Zejdź tam i weź je. Milej nocy kochanie - rzuca i rozłącza się.
Upewniam się że Harry śpi i robię to. Co mogę powiedzieć o Lou? Co o nim myślę?Jest pewny siebie. Wie, że nad wszystkim panuje. Ze ma kontrole. Zabieram dokumenty i szybko wracam do pokoju. Chowam je do bluzy. Kładę się i ponownie odpływam.
Chodzenie mnie wybudza. Harry właśnie wyszedł z pod prysznica. Jest jedynie w bokserkach. Gdy jego wzrok spotyka się z moim posyła mi uśmiech.
- O matko...- zakrywam się kołdrą. Jest za przystojny.
- Co ci? - słyszę jego śmiech.
- Odwrotność wzwodu mi.
- Więc może teraz ja pomogę tobie?
- Co? Nie, ja nie trzeba.
- Z przyjemnością się odwdzięczę mała - słyszę go bliżej.
- Ale muszę ci powiedzieć, że dobrze smakujesz  - mówię zanim myślę.
- Mała.. To jak? - zawisa nade mną.
- Nie jestem mała, tylko niskaja - mówię odsłaniając kołdrę. - Nie wiem czy twojemu niewyparzonemu językowi ja mogę ufać.
- Bardzo polubisz mój język skarbie. Uzależnisz się, zobaczysz.

~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Zapraszamy na Deal! 

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 3

Zostaje obudzona przez mężczyznę. Prowadzi mnie do jakiegoś motelu. Wchodzimy do pokoju, Harry zamyka drzwi na klucz i go bierze.
- Nie ucieknę - zapewniam go i zdejmuję kurtkę. Jest tak ciepło.
- Zrób sobie herbatę,  jak wyjdę z łazienki, będziesz mogła się wykąpać.
- Dobrze - rozglądam się. Pokój nie jest duży, ale zadbamy. Ściany są pomalowane na biało, a pomieszczenie wyposażone jest w nie takie stare drewniane meble.
Ciepło i przytulnie. Piję gorący napój czekając na łazienkę. Ciekawe czy Jakub tęskni. A może przez te dwa dni kiedy się nie odezwałam, rzucił mnie? W sumie nie było między nami jakoś bardzo bardzo poważnie.
PalvinnnnTo nie była miłość. Raczej taki o, związek. Kolega mojego starszego brata - Saszy.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi od łazienki. Podnoszę się i rozpinam koszulę oraz spodnie. Ściągam je i wychodzę z nogawek. Biorę tylko czarny materiał i idę do łazienki. Zamykam za sobą drzwi. Naga wchodzę pod prysznic. Nareszcie. Po prostu lubię o siebie dbać. Być czysta i wypielęgnowana. Jak większość dziewczyn. Zauważam żyletkę. Biorę krem najzwyklejszy na świecie który również się tu znalazł i siadam w kabinie.
Starannie depiluje swoje ciało. Później jeszcze włosy i wychodzę. Jak przyjemnie. Od razu lepiej się czuję. Brakuję mi kosmetyków, aby ukryć niewielkie niedoskonałości skóry. Suszę swoje ciało jednym z motelowych ręczników i ubieram koszulę na stanik. Muszę przeprać bieliznę.
Harry przemrukiwał coś że załatwi mi ubrania. Czułabym się komfortowo mając co ubierać. Wychodzę z łazienki. Harry kończy rozmawiać przez telefon i pokazuje mi na jedzenie na stole. Siadam na krześle i biorą widelec, jedząc sama nie wiem co. Dobrze smakuje. Mężczyzna dołącza do mnie po chwili. Jedynym dźwiękiem są odgłosy z małego telewizora w kącie.
Wiadomości lecą, ale to bardzo nudne. Ciekawe czemu on nie ma partnerki? Je zamyślony. Cud że w ogóle trafia do buzi.
- Gdzie Ty odpływasz? - dotykam jego ramienia i zabieram rękę.
- Muszę zaplanować jutrzejszy dzień.
- Jutro nie da się zaplanować. Żyjemy dziś i teraz - mówię.
- Jasne mała..
- Mówię poważnie. Kilka minut, a twój plan legnie w gruzach - biorę talerze. Idę je umyć.
Gdy wracam siedzi na kanapie niby oglądając.
Mogłabym przejść nago, a i tak by się nie zorientował. Opadam na miękkie łóżko.
Leżąc mam go centralnie po przeciwnej stronie.
- Czego ci trzeba? - pyta przenosząc na mnie wzrok.
- Ubrań - odpowiadam automatycznie i poprawiam swoją poduszkę.
- To widzę. Coś jeszcze?
- Kosmetyków.
- Konkretnie bo ty zostaniesz. Sam idę.
- Zrozumiałam skoro pytasz. Nie wytłumaczę ci. Ty musisz spytać pani w sklepie co używa żensina.
- Co? Mów normalnie.
- No...Ja to żensina. Ty nie.
- Po prostu mi powiedz do cholery.
- Ale ja nie umiem! Idiota. Zapytasz, pojmiesz.
- Jak się nie dowiesz to nie będziesz miała.
- Ja wiem. Tobie nie wskażę - ziewam. Wybudził mnie ze snu.
- Masz coś pod spodem? - słyszę znowu jego głos.
- Łatwiej.
Przewraca oczami i zakłada ręce za głowę. Przymykam powieki dając odpocząć całemu ciału. Zasypiam. Gdy się budzę na łóżku leżą ubrania dla mnie kilka torebek. Są nowe.
Siadam przeczesując palcami włosy. Przeglądam ubrania. Takich drogich rzeczy to ja w życiu nie miałam. W końcu palce natrafiają na delikatny materiał. Tylko co to może by... robię się czerwona jak burak.
- Nigdy więcej nie idzie na zakupy. Nigdy - mówię do siebie. Ja mam to ubrać?! To się bielizna nie powinno nazywać.
- Ubieraj się szybko. Musimy jechać. - słyszę bruneta z łazienki.
- Bla, bla. To wyjdź.
- Nie jesteś łatwa, ale wstydliwa też nie.
- Wyjdź.
- Nie.
Ubieram bieliznę pod kołdrą. Muszę to łazienki. Zaraz go zamorduję. Ubieram rajstopy , skarpetki oraz spodnie. Potem koszulkę i sweter. Daje mi łazienkę na dziesięć minut i wychodzimy. Szybko pakuje mnie do wozu i rusza. Siadam na kanapie i patrzę przez okno. Lasy. To takie nudne. Naprawdę mi się nudzi. Może znajdę jakąś książkę? Mogłabym cos poczytać. Tylko jak się zorientuje, że jest angielska...Ten pomysł odpada. No to nie wiem. Hm...Pomaluję się. Biorę lusterko i torebkę z kosmetykami.
Albo wariuje albo w samochodzie robi się coraz bardziej gorąco. Patrze i dostrzegam że... musiał naprawić ogrzewanie i ustawił je na najwyższy stopień. Sam nie ma na sobie bluzki.
Wkładam sobie szczoteczkę od tuszu do oka przez ten widok. Na ramionach widzę kilkanaście tatuaży. Ściągam sweter i odwracam wzrok...
Dalej jest mi strasznie gorąco.
- Zmniejsz to ogrzewanie - mówię wyraźnie.
- Nie. - widzę w lusterku że się uśmiecha.
- Gorąco. No zmniejsz. Maleńko. Nie rozbiorę się bardziej jeśli na to liczysz - mówię i wracam do malowania.
- Nie karze - nie wiedziałam że to możliwe, ale jeszcze bardziej podkręca temperaturę.
- Harry! - krzyczę zła. - Udusić się tu można. - podnoszę się i idę wyłączyć to ogrzewanie.
Daje mi po łapach i przeczy głową. Nie pozwala mi tego nawet dotknąć. Nawet okna zablokował.
- Czemu to robisz?
- Zimno mi - odpowiada głupio.
- Tak. I dlatego ty się pocisz. Zmniejsz no - jeczę i idę do sypialni. Tam jest najchlodniej. Zasuwam drzwi i rozbieram się z warstwy pod spodniami, które potem ubieram.
Ta temperatura jest wręcz nieznośna. Złośliwy człowiek. No naprawdę. Wracam do niego gdy zmniejsza ogrzewanie. Zdał sobie sprawę że przegrał. Uśmiecham się pod nosem i siadam obok. Żebym ja jeszcze miała co pokazywać to może i bym zdjęła bluzkę. Teraz zdecydowanie już nie ma humoru.
- Masz przyjaciół? - pytam.
- Dlaczego mam o tym z tobą rozmawiać? I tak musisz tu siedzieć, dlaczego mam robić cokolwiek żebyś czuła się lepiej?
- Mi tam nie jest źle i chyba zacznę ci być wdzięczna. A jak nie chcesz to nie musisz rozmawiać - odpowiadam normalnie. - Na pewno masz. Tacy jak ty zawsze mają.
- Mam. - mówi krótko i zmienia bieg.
- A twoja kobieta? -no przecież nie musi być singlem. - Jak wyjeżdżasz to nie jest jej smutno?
- Nie mam nikogo.
- To smutno ty żyjesz - wzdycham zaskoczona.
- Nie narzekam.
Zaczynam nucić pod nosem piosenkę. Siedzę grzecznie nie przeszkadzając mu. Nie chce rozmawiać to nie.
Tak jak mówił jedziemy praktycznie bez przerwy. Cały czas. Jest zmęczony, ale w życiu nie pozwoli mi prowadzić.
Naprawdę nie mam złych zamiarów.
 - Usiądź ty tu, a ja tu. Nie musisz spać. Ale odpoczniesz od skupienia się na drodze - przekonuję go. Zbliża się już dwudziesta pierwsza.
- Idź spać co?
- Nie. Nie będę ryzykować, że nasz zabijesz.
Prycha i cały czas patrzy przed siebie. Gdy zwalnia , wyciągam kluczyki ze stacyjki i idę do sypialni.
- Elizabeth oddaj mi je w tej chwili.
- Zjem a nie oddam - wrzucam je do stanika. Kładę się do łóżka.
- Elizabeth oddaj - pojawia się w zasięgu mojego wzroku v
- Idziemy spać - mówię.
- Oddaj do kurwy te klucze. - mówi zły.
- Nie!
Podciąga mnie do siebie za nogę i łapie w jedną dłoń mój podbródek.
- Powiedziałem coś.
Oplatam jego szyję i ciągnę na łóżko. Wyrywam się i biegnę do kierownicy. Odpalam samochód. Jej! Jedziemy. Włączam światła, które bardziej rozświetlają drogę i camper przyspiesza. Tylko gdzie ja mam jechać?  O tym nie pomyślałam. No dobra...Niech będzie, że przed siebie. On na pewno nie zna dróg. Może jest tu jakaś mapa.
Słyszę że mężczyzna robi coś z tyłu. Po chwili czuje mocne szarpnięcie i w brutalny sposób zostaje zrzucona z fotela na podłogę. Mój tyłek..
- Ała - mówię i łapię go za nogę. Ląduje na mnie. - Zatrzymaj się.
Robi to bardzo gwałtownie. Trzyma mnie w pasie i sadza siłą na kanapie z tyłu.
- Nie pomagasz to nie utrudniaj bo zaczynam mieć cie na prawdę dość.
- Chciałam ci pomóc. Przecież umiem prowadzić. Ty tego nie doceniasz.
- Nie będziesz prowadzić. Powiedziałem wyraźnie.
- Chcę ci pomóc. Człowiek nie może tyle jechać. Idź chociaż spać - mówię. Czasem za dużo odzywam sie po angielsku.
- Nie twój interes co robię. Zamknij się i daj mi spokój.
- Nie. Nie pojedziesz dalej. Musisz odpocząć.
- Nie interesuj się
- Ty mi nie wskazuj. Mam o ciebie dbać to ja to robię. Idziesz spać i ja też spać idu.
- Oj Błagam cie..
Kładę go mocno na kanapie i daję poduszkę. Kluczyki ze stacyjki zabieram i sama idę spać.
~~~~~~*~~~~~~
No kochani jesteście z tymi komentarzami! Oby tak dalej :*
Cieszymy się, że Wam się podoba 

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 2

Rano budzę się wcześnie. Potrzeba nam wziąć prysznic, zjeść coś i przespać się w normalnym miejscu. Siadam i staram się wszystko zaplanować. Dziewczyna wychodzi z kabiny kierowcy. Chyba tam spała, bo miała ogrzewanie.
- Weź sobie tamte ciastka - pokazuję palcem. - Później zjemy coś sensownego.
xlittleprettygirlxBierze je i siada obok. Dzieli się ze mną. Biorę jedno i wkładam na raz do ust. Mój telefon zaczyna wibrować. Ciekawą którą mają godzinę w Anglii.
- Halo? - odbieram.
- Natasza Pietrovna mieszka w Moskwie i ma już 30 na karku.
- Zadzwonię później - odwracam się do dziewczyny. - Już wiem że mnie okłamałaś. Nie rób tego więcej, bo mnie zdenerwujesz.
- Jak masz na imię? - pyta łamiącym angielskim.
- W tej chwili chce znać twoje imię, nazwisko i wiek.
- Jak ty powiesz.
- Nie denerwuj mnie.
- Proszę. - kładzie rękę na moim kolanie.
- Mów dziewczyno.
Przesuwa rękę wyżej i ściska moje krocze.
 Dziewuszki mają pierwszeństwo facecie. Nam się ustępuje.
Łapię jej nadgarstki w jedną rękę i przyciągam ją bliżej.
- Posłuchaj dziewuszko, ja pytam musisz odpowiedzieć, a jeżeli najdzie mnie ochota to ja również to zrobię.
- Elizabeth - mówi wolno i wyraźnie, prawie przy moich ustach. - Ray.
- Jeśli znów kłamiesz.. - ostrzegam ją.
- Zapamiętaj - dodaje.
- Wiek.
- Dziewietnaccat. (tł.Dziewiętnaście)
- Młoda jesteś.. - uśmiecham i przejeżdżam palcem po jej policzku.
- Da. A ty facecie?
- Trochę więcej. Podoba mi się twoje podejście. Gdybyś płakała i prosiła o litość tylko byś mnie denerwowała. Widzę że chcesz współpracować, a to bardzo dobrze.
Daje mi zimnego buziaka i krzyżuje nogi. Wraca do jedzenia ciastek. Sam biorę jeszcze jedno i ruszam.
Chcę szybko znaleźć się na jakiejś stacji. Znajduję taką dwadzieścia kilometrów dalej. Wysiadamy oboje. O Boże jak zimno.
Trzymam ją za rękę.
- Chcesz do ubikacji? - pytam.
- Tak - kiwa głową.
Prowadzę ją tam i czekam przed drzwiami.
~Elizabeth~
Co to za facet? Jest miły, przystojny, ale ja się nigdzie nie wybieram. Chcę szybko wrócić do domu od którego jestem oddalona 12 godzin. Zagryzam wargę, stając na jakimś wiaderku. Jestem pewna, że czeka na zewnątrz. Pozostaje okno. Wspinam się na parapet i zeskakuję na śnieg.
O boże. Od razu zaczynam się trząść. Co teraz?
Na nogach nie dojdę. Przystanku nie znajdę prędko. Może jedynie jakieś auto się zatrzyma.
Tylko żeby dostać się do ulicy muszę wyjść zza budynku. Drepczę w miejscu i zastanawiam się co robić. Idę przed siebie. Stoi tu kilka tirów i to wszystko. Może któryś kierowca mnie zabierze z powrotem? Ostrożnie skradam się do jednej z kabin.
Kierowca zauważa mnie i podchodzi.
- Mogę jakoś pomóc. - przez zachodzące słońce jest coraz chłodniej.
- Jedzie pan w stronę Wschodu? - pytam, szczękając zębami.
Niby jestem przyzwyczajona do takich temperatur, ale to około -34 stopni.
- Chodź maleńka, rozgrzejesz się - otwiera mi drzwiczki uśmiechając się szeroko.
Patrzę na niego podejrzliwie. Mam broń tego idioty - przystojnego idioty - w razie czego.
Gdy wchodzę czuje jak jego ręka klepie mój tyłek i zamyka za mną drzwi.
Nic nie mówię. Pistolet wbija mi się w kość biodrową. Patrzę w szybę.
Widzę w lusterku jak brunet wychodzi przed budynek.
Zsuwam się nieco niżej, aby przypadkiem mnie nie zobaczył. Może byłabym wstanie go polubić, ale naprawdę chcę do domu. Ucieczka nie była dobrym wyjściem. Ale zabronili mi się spotykać z chłopakiem. Oni nic nie rozumieją.
- Ile bierzesz? - słyszę przy uchu.
Odwracam głowę do mężczyzny. Nie jest odrażający i stary. Łapię mocno jego podbródek.
- Złamię ci szczękę jak mnie dotkniesz her - syczę. - Chcę jedynie do domu. (tł her - ku**s)
- Benzyna kosztuje.
- Zapłacę, mam ruble.
- Nie chcę ich.
- Funty też. Ale dupy ci nie dam. Nie myl dziwki z damą.
- Mała.. - kładzie dłonie na moim ciele.
Łapię jego ręce i wykręcam nadgarstki. W domu z piątką braci nie da się nie umieć bić. A ten człowiek mnie denerwuje.
- Chcesz zarobić i zawieźć mnie do domu czy nic nie zyskać? - pytam.
Nagle czuje podmuch wiatru na plecach.
- Szto est? - zwraca się do kogoś za mną. CHOLERA.
- Do wozu - słyszę. - Już.
- Nie - odpowiadam i wpijam się w usta faceta. - Pomóż mi.
Czuję szarpnięcie za rękę, a gdy mężczyzna chce mi pomóc zostaje mu przełożona do głowy spluwa.
Podnosi ręce do góry. Nie ma wyjścia. Ja również. Wysiadam. Zostaje wręcz wepchnięta do pojazdu. Siadam na kanapie i podkulam nogi. Obejmuję rękoma kolana. Nie chciałam mu się narażać.
Podaje mi zapiekankę, która wcześniej leżała na stole. Ponieważ jestem głodna bez wahania zjadam wszystko. Chyba jestem na niego skazana. Nie patrzę w stronę mężczyzny. Ten siedzi na przeciwko mnie robiąc coś na telefonie.
Podpadłam mu. Wiem. I dziwne, ale czuję się jak zrugane dziecko.
- W szafce są jeszcze jakieś sałatki i napoje.
- Mogę cię zmienić.
- Nie jestem zmęczony.
- Dobra.
- Masz mnie za tak głupiego?  Nie wiesz gdzie mia... Umiesz w ogóle prowadzić ?
- Da - kiwam głową. - Ja tylko pomóc - tłumaczę.
- Jasne.. I obudzę się pod twoim domem.
- Ja nie ryzykuje.
- A przed chwilą? - zaciska zęby.
- Sorry facet z Anglii. Chcę do domu i próbuję. Ale już nie - kręcę głową. - A ty zły. Klamiesz mnie.
- Ja kłamie?  Kiedy?
- Bum - pokazuję palcem pistolet. - Dwa bumy.
- Zabrałaś mi pierwszy, inaczej bym nie ruszył drugiego.
- Masz - oddaję mu tam ten
- Coś jeszcze?
- TY jedziesz czy ja?
- Już powiedziałem.
Wzruszam ramionami i prostuję nogi na kanapie. Długa podróż przed nami. Ciekawe która godzina. I czy rodzice będą mnie szukać.  Niby trochę rozmawiałam z mamą, ale jednak nie powiedziałam wszystkiego. W zasadzie naprawdę nie wiele jej mówiłam. Nie chciałam go zdenerwować.
Siedzi jeszcze chwilę na miejscu, a potem wstaje i ponownie rusza.
Idę do niego na miejsce pasażera. Zapinam pas i oglądam to co mijamy. Drzewa, stawy. śnieg.
Jedziemy w kompletnej ciszy. Radia już nawet nie ma.
- Jak masz na imię? - pytam, przesuwając ręką po swoim kolanie.
- Harry - odpowiada ku mojemu zdziwieniu.
- Ładne, typowe. Angielskie.
Kiwa głową nie spuszczając wzroku z drogi.
- Złodziej?
- Jak wolisz..
- Źle - kiwam głową. - Nie wolno tak. Nie twoje, nie ruszajta.
- Cokolwiek powiesz.
- Wiem, ciebie to nie obchodzi. Ale lubię mówić.
- Na szczęście nie bardzo umiesz.
- Umiem, ale jak zacznę to nie pojmiesz.
- Jestem wkurwiony. Przez ciebie. Zamknij się.
- Nie wiem co to pierwsze - kręcę głową. Nerwowy człowiek. - Ty lubisz robić to co inni ci nakażą?
- Ale nie jestem piesek - przypominam mu.
Poprawiam się na fotelu, odgarniając brązowe włosy. Muszę się wykąpać.
- Nie traktuję cie tak. Ale mogę zacząć.
Nie odpowiadam już. Nie wygląda na biednego człowieka. Więc po co kradnie?
Jedziemy kilka godzin bez przerwy.
Ta podróż jest męcząca. Ja chcę się tylko wykąpać. Zaczynam zaczepiać bruneta. Dotykam jego kolana.
- W szafce. Weź sobie co chcesz.
- Nie jestem głodna - mówię do jego ucha.
- Więc daj mi spokój. - zjeżdża na stacje, jednak nie pozwala mi wyjść.
Zwariuję. Idę do łazienki, a gdy wracam wyjmuję coś do jedzenia. Harry wraca piętnaście minut później i rusza.
- Do Moskwy jakieś trzy dni - mówię widząc znak drogowy.
- Jedziemy obrzeżami.
- To z tydzień - kiwam głową i wstaję. Idę do sypialni.
Zdejmuję kurtkę, drżąc z zimna. Szukam czegoś na przebranie.
Nic tu nie ma.
Podchodzę do torby bruneta. Wyciągam jego koszulę i zakładam. Pachnie...No nim pachnie. Ładne ma perfumy. No i przede wszystkim jest czysta. Kładę się do łóżka i zamykam oczy. Zasnę, szybciej czas zleci. Bardzo miła koncepcja. To naprawdę dużo ile zdarzyło się w przeciągu dwóch dni. Może to początek czegoś nowego i lepszego? Może nie powinnam żałować, że tu jestem? Nie krzywdzi mnie. Jedynie nie pozwala podejmować samodzielnych decyzji. Chociaż i to nie do końca. Bardziej zabrania niektórych rzeczy i tyle.
Chciałbym chyba go tak trochę lepiej poznać. Głupi ma zawsze szczęście, więc czemu nie ja? Nie jestem bojową osobą. Rosjanki mają twarde charaktery, ale często się boję. A dzisiaj naprawdę chciałam tylko wrócić do domu. No ale trudno. Rozumiem wszystko co Harry mówi. Jednak nie musi o tym wiedzieć. Perfekcyjnie znam angielski i rosyjski. Mój ojciec jest anglikiem.
Zasypiam przykryta wszystkim co możliwe.
~~~~*~~~~
Aww, cieszę się że jest Was tak dużo. Niech będzie coraz więcej! Komentujcie i polecajcie bloga! Kochamy WAs

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 1


- Harry, mamy całe cztery minuty. Ani sekundy dłużej. Na parkingu będzie ochrona. Gdy my wkraczamy, oni są daleko pod . płotem. Ale za cztery minuty wrócą. Wchodzisz do tego campingu, kierowca - Louis pokazuje gestem na szyję. - ciało wyrzucasz , my się nim zajmiemy. Rano odjeżdżasz. Zrozumiałeś? -szef patrzy na mnie uważnie.
- Jasne. - zawsze wysyła mnie do trudnych zadań.
Czyli tak zwana czarna robota. Wie, że ode mnie może wymagać najwięcej.
Przeskakuję przez płot i biorę się za robotę. Idę do auta campingowego nie dając o sobie znać. Zresztą jest bardzo ciemno. Jeszcze raz rozglądam się i wchodzę do środka bardzo cicho. Po chwili pojazd jest już nasz.
Jest tu tylko kierowca. To znaczy był. Ma dziurę w tętnicy. Chyba się tu prześpię. Rano wyjadę stad i dojadę na bazę, gdzie spakujemy towar. Czeka mnie długa podróż ze wschodu Rosji. Parkuję w bezpiecznym i ustronnym miejscu gdzie pozwalam by sen objął moje ciało i umysł. Usłyszę jeszcze raz ćwierkanie, które wybudza mnie to oszaleję i zacznę polować na ptaki. Przecieram oczy popękanymi rękoma od mrozu.  Rozglądam się za czymś do picia. Znajduje butelkę wody, więc to tym gaszę pragnienie. Zakręcam napój i patrzę przez okno. Pada śnieg. No super. Nie ma co czekać. Siadam za kółko i ruszam stamtąd
Pojazd którym jadę nie jest duży. Z tyłu ma pewnie jakąś sypialnie, małą toaletę i łóżko nad kabiną kierowcy. Oraz stół i kanapę w przejściu. Mam dokumenty oraz prawo jazdy. Wszystko to jest sfałszowane.  Opieram głowę o rękę podpartą na łokciu. Czeka mnie długa droga.
Pewnie pojadę przez Polskę. Potem kanałem do Anglii. Włączam radio jednak słysząc zniekształcone dźwięki od razu go wyłączam.
Jestem na jakimś zadupiu. Przejechać całą Rosję to masakra. Ale cóż nie robi się dla pieniędzy. A ja ich potrzebuję, żeby utrzymać trzy wille na brzegu Ameryki oraz dom w Londynie.
Zatrzymuje się na jakiejś stacji żeby coś zjeść. Zamawiam hamburgera i siadam przy stoliku na którym pozostały resztki po poprzednim kliencie.
Takie jest moje życie. Gdy jestem w Anglii i siedzę w firmie, wiem co to kultura i obiad w najdroższej restauracji. Ale gdy pracuję w gangu jestem zwykłym złodziejem
Lubie oba moje "wcielenia. "  Płacę i wychodzę ze stacji. Wycieram usta chusteczką i wyrzucam ją za siebie.
Wchodzę do pojazdu. Okay. Jedziemy dalej tymi pożal się Boże drogami.
- Zero atrakcji.. - mruczę przyspieszając.
~Elizabeth~
Auto zaczyna się kołysać. Co się dzieje? Przecież ja nie chciałam nigdzie jechać. Podnoszę się i wychodzę z sypialni. Stoję boso w przejściu. Kurcze.. nie jest dobrze. Wracam tam.
Za kierownicą widziałam jakiegoś mężczyznę. Co jest?  Kiedy się zatrzyma?  Oby niedaleko, przecież nie mogę oddalić się za bardzo od domu.
Mija kilka godzin, a mężczyzna nie zatrzymuje się przez co rośnie we mnie panika. Jestem głodna. Przerażona. Chcę już do domu. Jak na zawołanie czuje że stajemy. Słyszę znajome kliknięcie co oznacza blokadę drzwi.
Próbuję otworzyć okno. Może tak wyjdę. Pcham do góry z całej siły, ale ani drgnie. Opadam na poduszki zła. Co ja narobilam. Gdybym nie wyszła z domu, nie jechała bym z kim obcym.
Sprężyny pode mną skrzypią i po chwili słyszę coraz bliższe kroki i otwieranie prowizorycznych drzwi. Patrzę na młodego mężczyznę. Dość wysoki brunet. Cofam się do tyłu. Widać że jest zdziwiony moim widokiem. Chowa za pasek skierowany wcześniej w moją stronę pistolet. Przechyla się w bok i opiera o framugę.
- Ja juz sobie pójdę. Naprawdę - podnoszę się. - To pomyłka.
- Siadaj - wskazuje głową na łóżko.
- Chciałabym wyjść - Proszę go. - Już i tak jestem daleko od domu.
- Siadaj - powtarza.
Wzdycham i robię co chce zielonooki brunet.
- Imię i nazwisko.
- Ale po co? Ja chcę tylko wyjść - pokazuję.
- Nie jesteś jeszcze świadoma w jakie Gówno się wpakowałaś więc rozumiem że na razie zachowujesz się nieodpowiednio. Podaj mi swoje imię i nazwisko.
Mrugam oczami trochę nie rozumiejąc o co w tym wszystkim chodzi. Może dotychczas tylko wydawało mi się, że jestem inteligentna.
- Natasza Pietrovna.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia...- dobra rok mniej. Nie dowie się. Bo jak?
Brunet wyciąga telefon i dzwoni do kogoś. Skulam się i czekam. Wypuści mnie? Może jest podróżującym księdzem z pistoletem?
~Harry~
- Co mam z nią zrobić? - pytam Louisa.
- No, a jakie masz wyjście? Jak ją zostawisz to umrze. Nie dojdzie tam. Jest zimno. Zabierz ją, przynajmniej będziesz miał towarzystwo. Jest twoja Harry. Rozumiesz co to znaczy? - mówi do telefonu. Brunetka na łóżku wydaje się mało rozumieć z angielskiego.
- Moja?
- Twoja stary - śmieje się.
- No to chuj cie strzeli jak ją zobaczysz.
- Na pewno pożałuję tej decyzji. No ale miałeś szczęście młody.
Rozłączam się i chowam komórkę.
- Dobrze umiesz angielski.?
- Maleńko.
- Więc radze zacząć się uczyć.
- Jak? - patrzy na mnie. - Wypuść mnie.
- Nie mogę.
- Czemu ty nie można?
- Musisz zostać ze mną. - wzruszam ramionami
Przytula się do poduszki. Rosjanki podobno są ostre w łóżku. Oby to okazało się prawdą. Mam ją przy życiu utrzymywać to coś mi się należy.
- Ku da ty jedziesz? - przerywa cisza. (tł. Gdzie ty jedziesz)
- Niech to zostanie moją tajemnicą.
Wzrusza ramionami. Nic już nie mówi.
- Jesteś głodna?
Chyba nie wie o co spytałem. Nie odpowiada.
- Długo nie jadłaś. Chcesz?
Mruga oczami, patrząc na mnie niebieskimi źrenicami. Wygląda na młodą osobę.
Może nawet młodsza niż podała wiek.
- Rozumiesz co mówię?
- Nie - rzuca cicho i odwraca się plecami.
Jak zgłodnieje to sama przyjdzie. Wychodzę zostawiając ją samą. Siadam za kółkiem i zaczynam znów jechać. Podróż będzie mogła trwać z dwa tygodnie.
Ale teraz przynajmniej czeka mnie jakaś atrakcja. Bardzo ładna atrakcja. Może się zabawimy. Uśmiecham się i skręcam wymijając jakieś powolne auto. Dziwnie się jeździ po prawej stronie. Nie jestem przyzwyczajony. Słyszę jakiś trzask drzwi.
Zjeżdżam szybko na bok i idę do sprawdzić. Dziewczyna chyba weszła do pozornej łazienki. Musiałaby wyłamać plastikowe okna, aby wyjść. Szybciej bym ją złapał.
- Natasza? - Powiedziałem zaynowi żeby ją sprawdził tak dla pewności. Przypadkiem może ośmielić się mnie okłamać a tego nie lubię.
Jeśli o coś pytam to wymagam szczerości. Ona o tym jeszcze nie wie, ale szybko się przekona.
- Da? Za chwilę ja wyjdę. - czasem coś powiedzieć umie, ale zrozumie proste wyrażenia.
- Proszę cię... zrób to już.
Dwie minuty później, wychodzi zapinając zamek zimowej kurtki, którą miała na sobie.
- Co tak strzeliło?
- Łatwiej powiedz.
- Hałas.
Otwiera drzwi od łazienki i nimi uderza, prezentując ki trzask.
Naciskam klamkę i pokazuje jej. Wzrusza ramionami. Wraca do sypialni, padając na łóżko. Zagrzebuje się w kocach. I tak włączyłem ogrzewanie. Przecież można zamarznąć.
- Jestem okay mała, patrz. - wyrzucam naboje z pistoletu.
Patrzy na mnie to na srebrne kulki. Natasza kiwa głową.
- Po prostu też bądź w porządku - mówię i wracam za kierownicę.
Ruszam z pobocza. Trzeba by zrobić zakupy. Tylko kurna za co jak ja nie mam rosyjskiej waluty.
Na razie jakaś woda i przekąski są. Zobaczymy dokąd dojadę. Na razie nie ma tu jakiś miast czy czegoś podobnego.
Droga jest raczej pusta więc prędkość pozwala mi szybko jechać. Dopiero kilkanaście minut później, kątem oka widzę jak dziewczyna siada na miejscu pasażera i przykrywa się kocem.
- Gdzie my?
- Czemu pytasz?
- Daleko czy blisko domu? Ja chcę do domu - mówi.
- Mówiłaś już. Jeśli odpowiednio będziesz się zachowywać i.. Zdobędziesz moją sympatię to cie odwiozę.
- Łatwiej - kiwa głową i naciska guzik włączający radio.
Wyłączam je i pokazuje żeby tego nie robiła.
- Bądź grzeczna, zadbaj o mnie to wrócisz do domu.
- O ciebie trzeba dbać? - pyta chuchając na ręce. -  I dom daleko.
- Odwiozę cie.
- Spa...Dziękuję.
Nie odpowiadam. Dalej jadę z szybkością przekraczającą prawo. Chcę jak najszybciej wydostać się z tej Antarktydy po prostu. Wieczorem zaczyna marudzić z głodu.
Znudzony tym daje jej zupę w proszku i mówię żeby ją sobie zrobiła.
Je siedząc przy stole. Ja sam wypijam kolejną butelkę wody. Ziewam przecierając twarz.
Jestem zmęczony. Czas najwyższy na odpoczynek. Całe dziesięć godzin jechałem. W odpowiednim miejscu parkuje i sprawdzam blokadę drzwi. Dziewczyna daje mi koc poduszkę. Rzuca to na kanapę i idzie do pomieszczenia na tyle. Kładę się przykrywając tym wszystkim. Zimno. Ale lepiej o tym nie myśleć. Jestem na pograniczu ze snem, gdy słyszę płynny rosyjski język za cienkiej ściany.
Otwieram szeroko oczy i idę tam.
- Haraszo. Pa mama - tyle dokładnie słyszę, gdy otwieram drzwi. (tł. Dobrze, pa mamo)
Jestem na prawdę zły. Zaciskam zęby i wyciągam rękę po telefon.
- Nie - przyciska ją do klatki.
- Oddaj.
Spogląda na mnie załzawionymi oczami. Podaje mi komórkę.
- TO. Nie było w porządku. - chowam urządzenie do kieszeni.
- Ja nie mówiłam gdzie. Ja wczoraj uciekłam z doma.
- I starasz się tam by tam nie wrócić.
Nie odpowiada. Tylko na mnie patrzy, ocierając palcami łzy
- Nie płacz. - mówię spokojniej.
- Pójdę spać...
- Tak zrób. - wychodzę.
Siadam na kanapie. Przeglądam telefon, starając się zmienić język na angielski
Nie jest to trudne bo pamiętam gdzie to powinno być. Wykonała tylko jedno połączenie. Do mamy. Było to jakieś pięć minut temu, więc rozmawiały niedługo.
Nie powinna tego robić. Nie zapytała, a ja nie pozwoliłem. Nie zna zasad. I nie ma dużo czasu na naukę
Kładę się i zasypiam po chwili.

~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
No i jak Wam się podoba pierwszy rozdział? :) Chcecie być informowani na TT to zapraszam do zakładki.

sobota, 1 listopada 2014

Prolog

Pomyśl. Zamknij oczy. Życie nie wydaje się proste prawda? Budzisz się i nie wiesz co może spotkać cię tego dnia. Czy będziesz płakać czy śmiać się. Czy może zakochasz się czy potkniesz i znów będziesz musiała wstać.
Nie wiesz, ale w sercu wierzysz że każdego dnia będzie lepiej. Nosisz w sobie nadzieję, przełykając łzy. Ciężko ci nie płakać. Chciałabyś wiedzieć co może cię czekać. Ale nie masz takiej możliwości. 
Więc oddajesz się w ręce losu. Musisz tak zrobić. To rzeczywistości.
Pamiętaj. Pamiętaj jedno. Kiedy mocno wierzysz, kiedy czegoś pragniesz, osiągniesz cel.